Zachorowałam i pomyślałam "w końcu będę miała czas pouzupełniać bloga", ale jak to w życiu bywa, dopadło mnie tak ostro, że większość tygodnia przespałam (wiele wart luksus). W końcu zmobilizowałam się i na pierwszy ogień idzie recenzja nowego, wegańskiego lokalu w Krakowie.
Nova Krova budziła zainteresowanie od dłuższego czasu, dzięki umiejętnej akcji reklamowej polegającej na utworzeniu fanpejdża długo przed otwarciem, a nawet znalezieniem lokalu, a następnie relacjonowaniem postępów krok po kroku. To fejsbukowe reality show opłaciło się, bo bar był szturmowany od momentu otwarcia co przysporzyło obsłudze dużych problemów, nie do końca jeszcze rozwiązanych. Być może część z nich miała już doświadczenie w pracy w gastronomii, ale raczej w barze z jednym klientem na godzinę, bo nawet w zeszłym tygodniu zdarzało im się pomylić zamówienia, na które trzeba było długo czekać. Przynajmniej niczego już nie zabrakło. Trzymam kciuki i trochę zazdroszczę konieczności szybkiej nauki, mam nadzieję, że wszyscy okażą się pojętni.
Lokal znajduje się na placu Wolnica i jeżeli w tym momencie przyszło Wam do głowy "Hahaha, chyba nie tam, gdzie Ro?" odpowiadam, że hahaha dokładnie tam. Nieobeznanym krótko wyjaśnię, że Ro było witariańską restauracją która funkcjonowała niecały rok a im dłużej, tym więcej kontrowersji dookoła narastało. Oby miejsce nie okazało się pechowe. Układ wnętrza jest identyczny, co poniekąd wymusza jego kształt: bar w głębi po lewej, po prawej male stoliczki i dwa długie stoliki z kanapą i poduszkami po lewej.
Właściciele postawili na nowoczesny, polsko- ikeowy dizajn. Fot. fanpage baru |
Kolorystyka jest podobnie zimna, ale ktoś się naprawdę postarał przy projektowaniu strony graficznej: naklejki na ścianach, logo, menu i piękny papier do burgerów naprawdę zwracają uwagę i zachęcają do wizyty. Głównym akcentem kolorystycznym są kurtki klientów i o tej porze roku naprawdę przydałoby się więcej wizualnego ciepła w środku.
obowiązkowe hipsterskie palety można na przykład pomalować na żółto. |
Nie samym wystrojem człowiek żyje, przyszłyśmy w końcu z koleżanką się najeść. Niezdecydowane co zamówić, wzięłyśmy wszystko, co nam przyszło do głowy, czyli zdecydowanie za dużo. Menu oferuje coś dla każdego, od fanów mąki z mąką (burgery z kaszy w bułce) przez tradycjonalistów (marynowane tofu z górą dodatków) po tęskniących za mięsem (seitan bbq, na którego się rzuciłyśmy, bo kochamy seitan i bbq). Są tez zupy, sałatki, śniadania, zestawy lunchowe i desery, które na oko przygotował Zielony Talerz, ale mogę się mylić.
Menu jest ładne, wyraźne i wszystko było. Urzekły mnie zwłaszcza nazwy sałatek |
Bardzo mi się podoba nie wciskanie nikomu zdrowia na siłę, można wybrać między bułką zwykła, pełnoziarnistą i bezglutenową. Dla zachowania pozorów wzięłyśmy pełnoziarniste i były bardzo dobre, ciepłe, chrupiące, naprawdę porządne bułki. Burgery przyszły opakowane w tak uroczy papier, że najchętniej zabrałabym go do domu (ale po fakcie był brudny). Z papieru jeść najwygodniej, ale można też elegancko nożem i widelcem, które są przynoszone razem z jedzeniem.
Najwygodniej jednak trzymać go w ręce, gdyż kanapka jest naprawdę na bogato: gruby, mięsisty kotlet (tak, wiem, że dla niektórych to wada, macie wersję z marchewki i fasoli) ociekający sosem barbecue a grubej warstwie warzyw. Dodatki są naprawdę dobrze dobrane, nie wszędzie pasowałby pieczony burak, a tutaj odnajduje się idealnie. Wszystkie zestawy zresztą brzmią dobrze, a malkontenci mogą stworzyć sobie własny; brakuje mi tylko opcji z podwójnym kotletem, zjadłabym czasami takiego potwora.
Zamówiłyśmy do zestawu frytki, które nie przyszły wcale z zestawem, tylko dużo później. Rozumiem, kwestie organizacyjne, dotrze się. Czego nie rozumiem to braku ostrzeżenia, że są nie tylko z ziemniaków, ale też buraków i selera. Osobiście nie mam nic do tego faktu, ale znam dużo osób uczulonych na seler i trzy razy tyle uprzedzonych do niego; trudno wymagać od człowieka, żeby wiedział o takiej różnorodności z góry. Zamawiając frytki spodziewam się ziemniaków, jeżeli nie, chcę o tym wiedzieć. Uczulenie na seler (i pietruszkę) wiąże się z nieprzyjemna reakcją organizmu i jest dosyć powszechne, zwłaszcza u dzieci, które lubią frytki.
Zagadka: czy to blade to nadal ziemniak, czy już nie ziemniak? |
Na swoje nieszczęście, bo byłam już wypchana jak misiek, zamówiłam też pot pie. Okazał się być gęstą zupą, może bardziej gulaszem, z częściowo zmiksowanych, a częściowo krojonych warzyw korzeniowych pod warstwą ciasta francuskiego. Proste, ciepłe, krzepiące danie, które naprawdę mnie ucieszyło w mroźny dzień. Może okazać się hitem tej zimy, zdecydowanie spróbuję zrobić takie w domu.
w środku ma marchewki, ziemniaki i inne rzeczy, których nie podejrzewałeś o bycie smacznymi |
Deseru nie wzięłyśmy, bo na sama myśl o dalszym jedzeniu robiło nam się słabo.
Podsumowując: Nova Krova to sympatyczny, ciekawy lokal z dobrą ofertą, który musi się trochę dotrzeć w kwestii obsługi. Bardzo dobre miejsce żeby wskoczyć na coś ciepłego w przerwie spaceru nad Wisłą i może nawet trochę posiedzieć i pośmiać się z ludzi, którym sałata ucieka bokiem. Jest otwarty do 23, więc nie wpadniesz tam wracając z imprezy, ale między domowym piwkiem a kazimierskim klubem można się wspomóc świeżą bułką z tofu albo kawą z mlekiem sojowym i szarlotką. Osobiście kibicuję.